Dzień 6 – awarie, lot do Bielska

Zaczynam powoli dochodzić do wniosku, że w Kaniowie wieje po prostu zawsze, w dodatku prostopadle do pasa. Mało, szóstego dnia moich zmagań z samolotem, wiatr robił co chciał – potrafił zmienić kierunek o 180 stopni w czasie jednego kręgu. Startujesz z lewym, lądujesz z prawym.

Nie obyło się oczywiście bez turbulencji i ogólnego rzucania na wszystkie strony, ale to po kilku minutach staje się praktycznie nieodczuwalne. Odczuwalne było za to moje pierwsze lądowanie, które krótko mówiąc było chyba najgorsze w historii. Wyglądało to dość klasycznie, zbyt duża wysokość, mocne opadanie, zbyt duża prędkość, mocne podciągnięcie wolantu przy wyrównaniu i Cessna się niesie, i niesie, i niesie i… już myślałem o odchodzeniu na drugi krąg, ale jednak udało się przycisnąć kółka do asfaltu, tylko że jednak trochę za późno. Efekt? Ossstre hamowanie, oponki ładnie piszczą… i zatrzymanie kilka metrów od progu pasa. Na moje oko to wyhamowaliśmy w jakieś 150 metrów. W takich momentach cieszę się, że mam spokojnego instruktora.

Czytaj dalej

Dzień 5 – poprawa błędów przy lądowaniu

Kolejny dzień lotny upłynał pod znakiem tzw. doskonalenia i eliminowania błędów podczas startów i lądowań. Coż, o ile starty szły całkiem dobrze, to z lądowaniami po tygodniu przerwy było już trochę gorzej. Tym bardziej, że znów umilały nam życie boczny wiatr, termika, turbulencja, czyli wszystko to co może człowieka w początkowej fazie szkolenia zniechęcić do latania. Ja za wygraną nie dałem i z naturą postanowiłem walczyć.

Cessna 172 ląduje na lotnisku w Kaniowie

Walka była oczywiście nierówna, bo ze mnie początkujący pilot z nalotem raptem 4 godzin, a natura doskonali swoje umiejętności bojowe od milionów lat. Pojawiały się więc różne błędy.

Czytaj dalej

Dzień 3 – boczny wiatr i kręgi

Są chwile, kiedy pomimo największych chęci trzeba odpuścić. Powodów może być mnóstwo, złe samopoczucie, usterka samolotu, niedostępność instruktora albo niekorzystne warunki atmosferyczne. Ten ostatni problem pojawił się trzeciego dnia mojego szkolenia. Kiedy przyjechałem po południu do Kaniowa mój wzrok przykuł rękaw na szczycie budynku głównego.

Rękaw wiatrowy

Czytaj dalej

Dzień 1 – zapoznanie z wrażeniem lotu

Pierwszy dzień szkolny w Kaniowie zapowiadał się bardzo dobrze. Piękna pogoda (CAVOK), lekki wiaterek. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że samolotu jeszcze nie ma, ale to żaden problem, bo i tak zostało nam do wypełnienia kilka papierków.

Cessna w końcu przyleciała i zabraliśmy się do tankowania. Cóż, nikt nie przypuszczał, że pistolet przy dystrybutorze AVGASu będzie wyglądał jak ten w wyścigach F1. Innymi słowy, Pan Marian (mój instruktor) musiał się dobrze starać żeby paliwo znalazło się w zbiornikach, a i tak udało się przepłukać benzyną kawałek lewego skrzydła.

Czytaj dalej