Day 283 – Vmc demo

Lot powrotny do Portland był spokojny i mimo trafienia na middle seat w 737 udało mi się trochę drzemnąć. Obudził mnie zapach kawy i wschód słońca za oknem. Na horyzoncie oprócz pomarańczowych barw zauważyłem cień dużej góry. Rainier, a więc mijamy właśnie Seattle. Zaczęliśmy zniżanie, a ja co chwilę zerkałem na ciemną jeszcze ziemię i rozpoznawałem kolejne lotniska po biało-zielonych beaconach. Olympia, Centralia, Kelso, jeszcze tylko Scappoose i jesteśmy w domu. Prawie w domu, bo z PDX muszę jeszcze dostać się do Hillsboro.

Czytaj dalej

Day 281 – pożegnanie z Alaską

Wszystko co dobre kiedyś się kończy i nie inaczej było z moimi tygodniowymi wakacjami. Początkowo zakładałem wylatać na Alasce 10 godzin, ale pogoda trochę popsuła mi ten plan. Po 5 dniach słońca przyszedł deszcz i silny wiatr, bez perspektyw na szybką poprawę. Dlatego postanowiłem zostać przy 9.2h w logbooku i zamiast siedzieć w drewnianej chatce w Moose Pass wrócić na ostanie dwa dni do Anchorage.

DSC05410.JPG

Czytaj dalej

Day 275 – Alaska

Na Alasce wylądowałem tuż po północy. Na zewnątrz było jeszcze całkiem jasno, w końcu z Anchorage już nie tak daleko do koła podbiegunowego. Taksówką dostałem się do hostelu i wreszcie mogłem się przespać w pozycji leżącej. Nie za długo, bo o 7 rano miałem autobus. Wcześniej jednak, dokładnie o 6:00, udało mi się doświadczyć trzesienia ziemi o skali 5.3. Byłem akurat pod prysznicem, wciąż w półśnie, to też nie do końca zdawałem sobie sprawę że to z podłogą, z nie ze mną, jest coś nie w porządku.

DSC04915.JPG

Czytaj dalej

Day 274 – przesiadka w LA

O 6 rano jadłem już śniadanie w Starbucksie na PDX. Postanowiłem trochę odpocząć od Hillsboro i wybrać się na tygodniowe wakacje. Żeby było ciekawiej, bilet kupiłem z 11-godzinną przesiadką w Los Angeles. W sam raz żeby się trochę opalić przed dalszą podróżą. W Airbusie jetBlue pusto i mogę się trochę zdrzemnąć, ale to taka pół drzemka bo co chwilę otwieram oczy i kontroluję sytuację za oknem. Mijamy kolejne wulkany – Mt Jefferson, Three Sisters, Crater Lake, znajomą Shastę. Później kawałek równego terenu, charakterystyczne okrągłe uprawy, kolejne pasmo górskie i poranny stratus nad LA, o którym to wspominają w podręcznikach meteo.

DSC04749.JPG

Czytaj dalej

Day 273 – 911, what is your emergency?

Tak oto kończy się moja krótka przygoda z mieszkaniem w domu przy NE Hidden Creek Drive. Jak może pamiętacie, wprowadziłem się tam niecały miesiąc temu. Oprócz mnie, pokoje zajmowało dwóch Brazylijczyków ze szkoły i jeden Amerykanin, bez powiązań z Hillsboro Aviation. Jak się przez ten miesiąc okazało niezbyt fajny charakter, bezrobotny (wyrzucony z wypożyczalni filmów za… oglądanie meczu w telewizji), z dziwnymi znajomymi (starsi goście, którzy wpadali zapalić zioło w garażu albo nieletnie niezbyt urodziwe koleżanki, zachęcone kolorowymi napojami alkoholowo-energetycznymi w litrowych puszkach). W ciągu dnia zwykle grał w koszykówkę, poza weekendami kiedy odwiedziała go 2 i pół letnia córka.

Czytaj dalej

Day 247 – przeprowadzka

Rano latanie Skycatcherem, ale nie to będzie tematem tego wpisu. Dziś ostatni dzień czerwca i kończy mi się umowa najmu mieszkania w Portland. Od kilku tygodni zastanawiałem się co będę dalej robił i ostatecznie zdecydowałem się na przeprowadzkę do Hillsboro – bez długoterminowych kontaktów, blisko do szkoły i prawie o połowę taniej. Do przewiezienia towaru pożyczyłem sobie taką zgrabną cieżarówkę.

IMG_0296.JPG

Czytaj dalej

Day 205 – Flying Fortress

Czasem się zastanawiam, czy lekarze którzy podbijają mi badania lotnicze naprawdę potrafią kontrolować ostrość wzroku. Przecież trzeba być ślepym, żeby przeskoczyć na „późnym żółtym”, gdy na skrzyżowaniu stoją dwa radiowozy. Naturalnie jeden z nich ruszył w pościg za spóźnionym pilotem, ale po zbadaniu że przyłapany nie dostał nigdy mandatu (bo ma amerykańskie prawo jazdy od pół roku…) stróż prawa i porządku uznał, że tym razem należy się tylko „warning”.

A co nowego w Hillsboro? Znów zawitała do nas „Latająca Forteca”, czyli B-17. Ze swoją prędkością podejścia wygląda jakby się chciała zatrzymać w powietrzu.

DSC03701.JPG

Czytaj dalej

Day 201 – domy na wodzie

Wreszcie wolny dzień i mogłem się trochę rozleniwić. Nie bardzo jednak miałem plan co chciałbym robić, skończyłem więc na przejażdżce samochodem po wschodnich częściach Portland, które do tej pory omijałem, a raczej nie miałem powodu żeby się w nie wybierać. Tak właśnie wylądowałem w Sellwood, dzielnicy w której oprócz bardzo ładnych murowanych (!) domów znaleźć można ulicę pełną sklepów i galerii z antykami.

DSC03671.JPG

Czytaj dalej