Jakie jest największe święto Ameryki? Boże Narodzenie? Thanksgiving? Dzień niepodległości? Superbowl! Finałowy mecz o mistrzostwo w futbolu amerykańskim przyciąga przed telewizory miliony. Widać to z resztą w szkole, cisza jak rzadko. Szczęśliwie, na chwilę pojawił się mój instruktor i dał mi endorsement na drugi samodzielny lot cross country, tym razem taki którego trasa przekracza 150 NM. Żeby nie marnować miejsca w logbooku, endorsement mam sobie sam wkleić jeśli zdecyduję się startować. Czemu miałbym nie lecieć? Ano zgadliście, pogoda.
Żeby być w zgodzie z przepisami potrzebuję ceiling na minimum 3000 ft. W szkole pojawiłem się już rano, a z racji kiepskiej pogody i niedzielno-superbowlowego luzu z dostaniem samolotu nie ma problemu. Dlatego też postanawiam cały czas kontrolować pogodę, może w ciągu kilku godzin zdąży się poprawić. Warunki co chwilę się zmieniają, raz u nas jest dobrze, ale na północy kiepsko, później u nas się pogarsza, ale za to wszystkie lotniska na południe są VFR.
Planowo chciałem dolecieć do KPLU, czyli Pierce Country Airport w Puyallup, Washington. Po pierwsze dlatego, że to cel wystarczająco oddalony, aby sprostać wymaganiom lotu long xc, a po drugie aby spotkać się z Tomkiem, który pracuje tam jako instruktor i kilka miesięcy temu ujawnił się w komentarzu do jednego z postów na tym blogu (pozdrawiam!).
Mija trochę czasu, ukazują się kolejne METARy, aż w końcu dochodzi godzina 2 pm po której to wyruszenie do KPLU nie jest możliwe, ze względu na zachód słońca w okolicach 5:15. Jako student pilots (bez Private’a) nie możemy latać samodzielnie w nocy – taki kaprys szkoły. Poniekąd jest to rozsądne, bo lotnisko w Hillsboro (jak już kiedyś wspominałem) jest trudne do odnalezienia po ciemku, już nie mówiąc o innych zagrożeniach jakie niesie ze sobą operowanie w nocy.
Nie zamiarzam jednak zmarnować rezerwacji na samolocie i postanawiam przynajmniej wykonać lot solo do strefy, który tak czy inaczej będę musiał zalogować po cross country. W miedzyczasie jak na złość wpada grupa Chińczyków i z przerażeniem patrzę jak wszyscy na tablicy w rubryce „Route of flight” wpisują „HIO-WPA-HIO”.
Na taxiwayu przede mną kolejka na 3 samoloty. Niby nic, ale… na wieży znów nasza ulubiona kontrolerka (od mojego CFI dowiedziałem się że to praktykantka). Pomimo, że wszyscy czekający na start chcą lecieć na zachód, ona ciągle „clearuje” do lądowania te same maszyny pozostające w kręgu. W pewnym momencie kompletnie straciła panowanie nad sytuacją, zaczęła wypytywać samoloty na finalu który jest który (a że były to loty solo w wykonaniu chińskich linii lotniczych, to odpowiedzi niewiele wyjaśniały). Jednemu dała polecenie „go around”, bo zbytnio zbliżył się do poprzedającej go Cessny… na co go around wykonał zupełnie inny samolot! Ostatecznie mikrofon przejął ktoś bardziej doświadczony, zrobił porządek na kręgu (extend downwind, square your base) i pozwolił nam wreszcie wystartować – po pół godzinie mielenia śmigłem powietrza dwa razy zmielonego przez inne C152 stojące na taxiwayu. Pewnie niektórzy z Was domyślają się jak człowieka później bolą nogi od trzymania wciśniętych hamulców.
W West Practice ruch natężenie ruchu z oczekiwaniami, w dodatku chmury na 3000 ft znacznie ograniczają przestrzeń dostępną do ćwiczeń. Co chwilę mijam się z innym samolotem i bezskutecznie szukam swojego miejsca. W końcu postanowiłem zabrać zabawki z trójkąta Hillsboro – Banks – Gaston i znalazłem sobie zaciszny kawałek powietrza nad Twin Oaks. Przećwiczyłem przeciągnięcia, steep turns (które nawet w miarę wychodziły), później ground reference maneuvers (turn around a point początkowo nie chciał wyjść, tzn. wychodziła spirala zamiast okręgu, ale za trzecim razem było już perfekcyjnie).
Pora wracać na lotnisko i ku mojej radości na radiu znów słyszę znajomy głos. Rozumiem, że ma kobieta trudny dzień, ale ja muszę przećwiczyć go around, czym oczywiście powoduję delikatny zamęt. Naprawdę chciałem ją o tym za wczasu poinformować, ale częstotliwość była tak zapchana, że nie miałem gdzie się wtrącić! Za drugim podejściem grzecznie ląduję i szybko zwalniam pas.
Kolejny raz udało się nie zostać „rozjechanym” przez student pilotów z genetycznie ograniczonym polem widzenia :)
Powodzenia w dalszym szkoleniu.
Dzięki!