Co prawda kursu instruktorskiego jeszcze nie zacząłem, ale mam już za sobą pierwsze doświadczenie w uczeniu kogoś – zarówno teorii jak i praktyki. Jest u nas w szkole pewna austryjaczka, która przyjechała (na razie) zrobić Private’a. Poznaliśmy się, bo od początku lata na Skycatcherze i wymienialiśmy między sobą uwagi na temat tego samolotu.
Pierwsza lekcja miała dotyczyć meteorgologii. Pomyślałem – prosty temat, w końcu nie dość że meteo miałem na kursie PPL i ATPL, później w wersji amerykańskiej gdy przygotowywałem się do IR, to jeszcze w zeszłym roku ukończyłem całoroczny internetowy kurs meteorologii na Uniwersytecie Warszawskim. Gdy jednak przystąpiliśmy do nauki, okazało się że zupełnie nie wiem od czego zacząć. Wszystko w pogodzie jest ze sobą powiązane – ciśnienie, temperatura, wilgotność, wiatry, fronty, chmury, stabilność atmosfery, mgła, turbulencja, burze, ciepło kondensacji… Jeszcze trudniej jest, gdy osoba którą się uczy ukończyła szkolną edukację wiele lat temu. Z lekkim trudem przerbnęliśmy przez kwadrans, ale później było już z górki. Zamknęliśmy temat w niecałe trzy godziny, choć nawet nie zaczęliśmy dyskutować o produktach informacji pogodowej. (METARach, AIRMETach, mapach, radarach, itd.)
Kilka dni później znów usiedliśmy do nauki, tym razem obsługi kalkulatora E6B, z czego tak naprawdę zrobiła się dwugodzinna lekcja planowania lotów cross country i wypełniania nav loga. Zabawnie było, gdy podpowiedziałem mojej „uczennicy” aby narysowała kreskę przez VORa, na co ona rozbrajająco stwierdziła, że przecież Skycatcher nie ma VORa.
Do tego stopnia mi się jej żal zrobiło, że wzięliśmy na krótki lokalny lot Cessnę 152 abym mógł zademonstrować jak funkcjonuje VOR, i co ważniejsze, jak działa zwykły kompas magnetyczny i dlaczego FAA wymaga nauczenia się akronimów ANDS czy UNOS. Musiałem jej pokazać jak wiele „traci” szkoląc się na C162 i co ją czeka, gdy w przyszłości zacznie Instrument Rating.
O ile nauka teorii wydaje mi się być stosunkowo łatwa, szczególnie jeśli ma się jakiś plan działania, to uczenie czegokolwiek w samolocie jest zupełnie inną bajką. Przede wszystkim nie ma się tyle czasu, trzeba jednocześnie myśleć o wielu rzeczach, rozglądać się za ruchem. Z drugiej strony nie można rozkojarzyć ucznia, musi mu się pozwolić skupić na jednym zagadnieniu na raz. Do tego dochodzi bariera językowa, w tym wypadku podwójna, szczególnie gdy student nie zaznajomił się jeszcze z podręcznikiem i kiepsko u niego z terminologią lotniczą. Oj, będzie za kilka miesięcy ciekawie!
Masz w pełni rację! Uczenie innych to ciężka sprawa! Nie wystarczy mieć opanowany temat, trzeba jeszcze mieć metodologię nauczania opanowaną… Staraj się nie mieć pretensji do uczniów że nie rozumieją rzeczy jasnej samo przez się dla Ciebie – o to jest łatwo ;-) aha, i pamiętaj, że to jak szybko uczeń przyswaja materiał jest zależne od tego jak dobrym jesteś nauczycielem :-)
Pozdro!
„Do tego stopnia mi się jej przykro zrobiło (…)”
A cóż to za łamaniec językowy?
Tobie mogło się zrobić jej żal.
Przykro mogło się jej zrobić. Po fakcie ;-D
Ale nigdy w ten sposób w jaki napisałeś :-D
Poprawione :) Po kilku miesiącach za granicą coraz trudniej pisze się w ojczystym języku…
Więcej na temat Lotnictwa znajdziesz tutaj >>
http://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/