Trzeciego dnia mojego pobytu w USA odwiedzilem szkole, ale poniewaz byla niedziela, nie dzialo sie zbyt wiele. Troche samolotow bylo w powietrzu, ale na ziemi praktycznie same chinczyki, wiec nie bylo z kim pogadac. Zrobilem jednak kilka pogladowych zdjec.
Przeszedlem sie po lotnisku zobaczyc z kim szkola sasiaduje. Jest jakas firma zajmujaca sie restaurowaniem starych samolotow. Przed hangarem stala nawet przyczepa z kilkoma skrzydlami, ktore wygladaly jak po powaznym wypadku albo walce powietrznej. Dalej mamy sluzbe celna i jakas mala szkole.
Kolejny hangar byl otwarty i nikt sie w poblizu nie krecil. Skoro nie bylo kogo zapytac, uznalem ze moge wejsc do srodka i poogladac maszyny :) Stala miedzy innymi Cessna Citation (nigdy bym nie pomyslal ze to taki ciasny samolot), Grand Caravan, kilka staroci i… czechoslowacki MiG-21!
Dalej byl jeszcze jeden hangar, a dalej smietnik: troche zardzewialego metalu, jakis zarosniety krzakami DC-3…
Ale to tak naprawde dopiero kawalek lotniska, jest jeszcze mnostwo kolejnych hangarow i zaparkowanycn bizjetow, m.in. Intela i Nike. Jest oczywiscie wieza w ktorej urzeduje ATC i smieszny grzyb pod ktorym mozna zaopatrzyc sie w paliwo. Nasza szkola ma jednak do tego swoje samochody.
Poniewaz bylo jeszcze jasno, pojecham na chwile MAXem (taki pociag-tramwaj) do centrum Hillsboro. W sumie nie ma tam wiele do zobaczenia, takie male miasteczko, wszystko parterowe albo jednopietrowe. Mysle ze wpadne tam jeszcze niedlugo, tylko w godzinach biznesowych.
Wieczorem odwiedzila nas jeszcze kolezanka Taylora, tez z Hillsboro Aviation. Zjedlismy lody, co bylo dosc ciekawym doswiadczeniem, bo porcje rozdzielal moj kalifornijski wspollokator – w zyciu nie zjadlem tylu lodow na raz.