Po zdanym egzaminie zabrałem się za kolejny etap szkolenia, czyli kurs instruktorski. Składa się on zasadniczo z dwóch części – teoretycznej i praktycznej. Teoria to nauka do dwóch pisemnych egzaminów. Pierwszy to Fundamentals of Instructing (FOI) czyli praktycznie przyspieszony kurs psychologii (możecie przejrzeć tematykę w podręczniku). Drugi egzamin jest bardziej z wiedzy ogólnej – Flight Instructor Airplane. Do obydwu przygotowuję się w zasadzie samodzielnie, co nie znaczy że nie mam żadnych zajęć z instruktorem.
Wręcz przeciwnie. Kolejna część teorii to wyrobienie w sobie umiejętności uczenia innych. Polega to na przygotowywaniu planów lekcji (lesson plans) i później przedstawiania materiału przed instruktorem udającym ucznia, lub prawdziwymi studentami. Jest to znacznie trudniejsze niż się z pozoru wydaje, w dodatku dochodzi jeszcze bariera językowa.
Pierwsza lekcja, którą miałem przygotować dotyczyła klasyfikacji przestrzeni powietrznej, stref i minimów pogodowych. Temat łatwy do przygotowania, ale stosunkowo nudny. Nie sztuką jest wyłożyć materiał w formie wykładu i pójść do domu. Sztuką jest zrobić to tak, żeby student nie usnął po 5 minutach, by cokolwiek zapamiętał i, co ważniejsze, zrozumiał; żeby nie zraził się do lotnictwa gdy coś wydaje mu się skomplikowane, niebezpieczne lub nieinteresujące. Porażka ucznia jest tak naprawdę porażką nauczyciela!
Można spokojnie przyjąć, że ta pierwsza lekcja była porażką. Na szczęście wraz z kolejnymi godzinami, kolejnymi tematami, uwagami instruktora, jak również moimi własnymi odczuciami powoli buduję umiejętność przekazywania wiedzy.
A skoro o wiedzy mowa, to warto też wspomnieć że wiedzę trzeba mieć niezwykle szeroką i być w 100% pewnym tego co się mówi! Wszelkie „skróty”, którymi się przeszło przez poszczególne etapy szkolenia wychodzą teraz na jaw. Każde niepełne zrozumienie tematu wymaga douczenia się, bo student (a więc i egzaminator) będzie często zadawał szczegółowe pytania, na które wypada instruktorowi znać odpowiedź (lub conajmniej nie palnąć jakieś głupoty).
Z czasem także i plany lekcji stają się coraz lepsze (przykład). Przygotowując je czerpię z różnych źródeł znalezionych w internecie, dostosowując do swoich potrzeb i stylu. Każdy lesson plan wymaga zagłebiania się w podręczniki, bo skąd inaczej wiedzieć która część materiału nadaje się dla ucznia na poziomie Private, a która dla tego na Commercial? Zacząłem też doceniać oficjalne handbooki wydane przez FAA. Zawsze wydawały mi się nudne, ale teraz zrozumiałem że ich zadaniem nie jest rozbawianie czytelnika, a podanie bardzo konkretnych, szczegółowych i pełnych informacji z danej dziedziny.
Gdy już rozprawimy się z większością lekcji teoretycznych zaczniemy część praktyczną kursu, czyli latanie. Najpierw przesiadkę na prawy fotel, łącznie z koniecznością zaprezentowania wszystkich „zawodowych” manewrów. Później oczywiście naukę uczenia innych, wychwytywania i poprawiania częstych błędów, reagowania na nietypowe sytuacje. Będzie też szkolenienie z korkociągów.
Zanim jednak zacznę latać z prawego fotela w 172RG, czeka mnie dokończnie uprawnienia multi-engine. Stay tuned!
W8 for more :D