Patrząc na poniższe zdjęcie (klik!) można przypuszczać że z dzisiejszej lekcji nici – jak gdzieś nie leje, to chmury sięgają ziemi. Ale widać też niewielki prześwit. Latając w Oregonie o tej porze roku nie można być wybrednym i trzeba brać co się da.
Planujemy małe podsumowanie wszystkich manewrów, bo następny lot będzie progress checkiem i dobrze, gdybym go przeszedł pozytywnie – inaczej będziemy się bujać po WPA w nieskończoność. Po starcie na rozgrzewkę jedno touch-n-go. Na base’ie pani wieżowa informuje o jakiś gols na podejściu. Patrzę na Davida, bo kompletnie nie wiem o co chodzi. Gulls. Co to są gulls? Seagulls. Birds. Takie co nad morzem i wysypiskami śmieci. Aaaaa, mewy!
O ptaszyskach na lotnisku od jakiegoś tygodnia informuje nas Safety Notice R(omeo). Nawet w Airport/Facility Directory (coś w stylu sekcji AD 2 z AIP) piszą, żeby między listopadem a majem spodziewać się zagrożeń. Tym razem jednak ptaki jasno przegięły pałę. Jest ich ze 100 jak nie więcej, są wielkie i nażarte, bo nawet nie chce im się ruszać. Zajmują całą drogę kołowania A9, czyli pierwszy łącznik pasa 30 z równoległą taxiway A. Więc pierwsze 200-300 feetów pasa nie nadaje się do użytku. Podsuwam taki pomysł, że zrobimy full stop i przekołujemy przez środek tej gromady. Będzie fun! Z drugiej strony za chwilę będzie startował jaki Intel Jet, a tam siedzą amerykańskie grubasy i potrzebują całego pasa – więc pewnie użyją A9. Nie będzie na nas, jeśli ptactwo przeniesie się w jeszcze bardziej krytyczne miejsce.
West Practice Area, po kolei robię wszystkie manewry z listy programu CPC. Generalnie nie ma uwag. Komunikacja poza kręgiem trochę kuleje, ale po „say again” jestem w stanie w miarę się dogadać. Wracamy na lotnisko, ale po drodze obserwujemy jak z poprawą pogody pojawiła się tęcza.