Na dziś zaplanowany miałem egzamin, ale jak to zwykle bywa, plany się trochę rozjechały. Żeby w ogóle przystąpić do zdawania muszę mieć w logbooku 3 godziny lotu z instruktorem w czasie ostatnich dwóch miesięcy. Brakuje mi 0.6h, poza tym nie łudźmy się, nie ma co oczekiwać pozytywnego wyniku jeśli nie latało się od miesiąca. Tylko jak tu cokolwiek poćwiczyć, gdy pogoda zaatakowała nas śniegiem?
Pewnie dla tych z Was, którzy siedzą w Polsce śnieg to nic wielkiego, ale w tej okolicy nie ma lekko. Samochody jeżdżą na letnich oponach, pługów praktycznie nie ma. Tylko dziaciaki się cieszą, bo szkoły mają zamknięte. Oczywiście w lataniu śnieg aż tak bardzo nie przeszkadza (przynajmniej dopóki pas i drogi kołowania są względnie czyste), istotne są jednak niskie chmury, które ten opad przyniosły.
Następny termin egzaminu mam wyznaczony na 27 stycznia. Do tego czasu będę już musiał wylatać z Davidem pełne 3 godziny, gdyż poprzednie zdążą się „przeterminować”. Mam nadzieję, że w tym tygodniu słońca wystarczy, a ja przy okazji poświęcę ten dodatkowy tydzień na naukę z książek, co by nie oblać na części ustno-teoretycznej.
pełny bak… burżuj ^^
Tam paliwo dużo tańsze :-)
Ale odległości trochę inne, więc na to samo wychodzi…