Minął już miesiąc od zdania egzaminu na CFI i około dwa tygodnie realnej pracy jako instruktor. Jak na razie wylatałem nieco ponad 25 godzin – może nic specjalnego, ale jak na początek i zimowe warunki nieźle. Niedługo wiosna i dni lotnych powinno przybywać.
W piątek polataliśmy z Johnem (na zdjęciu) kończąc lekcję nr 3 (m.in. proste latanie na przyrządach) i lekcję nr 4 (kręgi, czyli starty i lądowania). W tym celu wybraliśmy się do Scappoose. Pogoda była bardzo marna, właściwie wszystko na północ i zachód od Columbii było przysłonięte niskimi chmurami, ale za to ruch w SPB zerowy. Tym sposobem obaj moi chińscy uczniowie są na równi. Zależy im na szybkim szkoleniu, bo naprawdę boją się washoutu – z ich 30 osobowej grupy (Shanghai Airlines 7) trzech studentów musi odpaść w pierwszym etapie, a później jeszcze jeden w czasie szkolenia do IR.
Swoją drogą z Johnem pierwszy raz leciałem na tej, niedawno nabytej C152.
Cessna jak Cessna, ale jak zobaczyłem radio to się trochę załamałem. Nie jest ono aż tak prymitywne jak te, z którymi miałem przyjemność latać na Alasce (gdzie cyfry nie są wyświetlane, tylko naklejone na obrotowym wałku – jak w okienku NAV obok), ale nie mamy nic równie archaicznego w szkolnej flocie. Niby ciekawostka, ale mam nadzieję że zostanie w najbliższym czasie zastąpiona „standardowym” Garminem SL30.
Kolejnego dnia z Johnem ćwiczyliśmy przeciągniecia. Trochę był wystraszony, a po locie kupił mi gorącą czekoladę z automatu – sympatyczny gest. Z Kenem kończyłem tę samą lekcję i udało nam się zamknąć kolejną (numer 6), czyli ground reference maneuvers.
Turns around a point ćwiczyliśmy w okolicach Carlton na wysokości 1200 ft, czyli jakieś 1000 ft nad terenem. Gdzieś w połowie drugiego „kółka” w odległości 0.5 mili zauważyłem na naszej wyskości dwa Van’s RV przelatujące w formacji. Na oko ponad 130 węzłów, oczywiście bez transpondera i kontaktu radiowego z kimkolwiek. Ehh, „dziadków” latających w weekendy nie da się już chyba zreformować…
Po lekcji przeszliśmy się z Kenem po rampie i pooglądaliśmy zaparkowane samoloty. Piaggio Avanti to częsty i w miarę normalny widok (który jednak szybko mi się nie znudzi)
…ale Cessna Skymaster ze swoimi dwoma silnikami zawsze pozostanie „dziwolągiem”.
Ogólnie tydzień zakończyłem pozytywnie. Moi uczniowie umieją już „latać” i nie korci mnie co 30 sekund żeby przejąć stery lub chociaż trym poprawić i przez chwilę lecieć na tej samej wysokości czy z tym samym headingiem. Teraz muszą nauczyć się lądować!
To zdaje sie twoje okolice w wersji wirtulanej:
http://www.flight1.com/products.asp?product=fzpdx
Jakoś nie mogę się przyzwyczaić – jeszcze kilka tygodni temu ty byłeś uczniem a teraz po tej drugiej stronie :)