Co trzeba zrobić, aby móc podziwiać takie widoki? Po pierwsze, przygotować samolot. Szczególnie kiedy mróz dalej trzyma (-3°C), a my trafiliśmy na pierwszy, poranny blok. Dziś nawet pojawiła się nowa safety notice z opisem zagrożeń (śliskie pasy startowe, drogi kołowania) i procedur odladzania samolotów.
Na początek stara sztuczka z glikolem i miotłą – wcale nie taka przyjemna czynność jeśli nie mamy ręczawiczek (a dokładniej, daliśmy się skusić na promocję i rękawiczki utknęły w magazynie UPS). Dalej trzeba pozbyt się szronu z szyby i podgrzać silnik. Do tego służy specjalne urządzenie. Pytam mojego instruktora jak się je obsługuje – „normalnie, jakbyś grilla odpalał”. Biedak nie wie, że my w Polsce jeszcze jesteśmy w epoce grilli na węgiel :) W każdym razie, heater działa na gaz, ma też wiatrak, dzięki czemu płomień zamienia się w strumień gorącego powietrza. Powietrze przez rurę podłączaną do wydechu trafia prosto do cylindrów, a my możemy sobie ogrzać odmrożone dłonie. Po 5 minutach trzeba obrócić śmigło, aby zagrzał się drugi komplet cylindrów, a na koniec wsadzić na chwilę rurę we wloty powietrza, żeby i z zewnątrz silnikowi zrobiło się cieplej. Całość warta jest zachodu, bo mimo subzerowej temperatury motor odpala za pierwszym razem.
No dobrze, rozpisałem się o zabawie na ziemi, a przecież to nie temat tego bloga. Zgodnie z założeniem mieliśmy dziś zrobić lot cross country. Mieliśmy, bo pogoda nie jest na tyle dobra, aby się to udało. Zamiast tego polecimy przećwiczyć diversion, czyli zmianę planu w czasie lotu. Tym bardziej chcę to zrobić, bo w Polsce nikt nigdy tego ode mnie nie wymagał.
Startujemy i od razu zapisujemy godzinę w navigation log. To też mi się podoba, zamiast pilnować czasu za pomocą stopera wystarczy wziąć aktualną godzinę, dodać do niej przewidywany czas kolejnego odcinka i voila, nie musimy bawić się w żaden stoper (co zwykle było problemem, bo zapominałem go włączyć/kasować). Zaczynam lecieć po naszej trasie do lokalnego VORa – Newberg (UBG). Dalej lekka zmiana kursu i kolejny leg w kierunku Sportsman Airport (2S6). Dokładnie o wyliczonym czasie jesteśmy nad lotniskiem i w tym momencie David prosi mnie o wykonanie diversion na lotnisko Mulino. Nie mam pojęci gdzie to może być, ale po chwili udaje mi się je znaleźć na mapie. Najpierw z grubsza trzeba ocenić kierunek i wykonać zakręt – no to kręcę na wschód.
Dalej pasowałoby zmierzyć dokładniej kurs. W tym celu można użyć plotera, ale łatwiej wziąć kawałek czegoś prostego (linijka, długopis) i przyrównać kierunek do róży wiatrów VORa. W dodatku od razu dostajemy kierunek magnetyczny. Dziś David odpuszcza mi liczenie poprawki na wiatr, ale prosi o kalkulację ETA (estimated time of arrival) i ilości paliwa, z jaką będziemy lądować w Mulino. Kilka ruchów kółkiem (E6B) i wszystko policzone.
W sumie nie było to takie skomplikowane, z jednym ale! To instruktor trzymał controlsy, kiedy ja miałem w rękach mapę, ploter, suwak i ołówek. Docelowo muszę wszystko robić samodzielnie.
Mijamy znajome lotnisko Aurora (UAO), a w Mulino (4S9) robimy touch and go i wracamy do Hillsboro. Tu David prosi mnie o pilotage, czyli nawigację w oparciu o obiekty na ziemi i mapę. Mniej więcej obieram kierunek północno-zachodni i zaczynam obserwować. Po drodze jest rzeka, Interstate, Lake Oswego, dalej leci się wzdłuż granicy zabudowań i trafia się prosto na pas 30 w Hillsboro. Podobnie jak z soft field operations, po polskiej praktyce ten rodzaj nawigacji nie sprawia mi trudności…
Na powrocie dodajemy do pieca, bo jesteśmy kilka minut spóźnieni. David ma za chwilę lot z innym instruktorem, który nie jest multi engine rated, ale najprawdopodobniej go odwoła bo pogoda zaczyna się pogarszać. Na tym krótkim odcinku z Mulino musieliśmy kilka razy wznosić się albo zniżać, bo na naszej wysokości „siedziały” cienkie chmury stratus. Przez chwilę nawet padał z góry lekki śnieg.
* * *
Wieczorem wybrałem się do Portland. Dziś w Ameryce pospolite ruszenie, wszyscy wracają do domów na Thanksgiving Day. Mimo to autostrady nie są doszczętnie zakorkowane, a lotniska funkcjonują ze względnie niegroźnymi opóźnieniami (nawet z nowymi regulacjami TSA i full body scannerami). Infrastruktura transportowa w Stanach jest naprawdę niesamowita.
W Downtown byłem umówiony na oglądanie mieszkania. Lokalizacja bardzo dobra, SW Columbia St. Niestety mieszkanie mimo trzech pokoi jest tak naprawdę jednosypialniowe, bo żeby zostać się do łazienki trzeba przejść przez wszystkie pomieszczenia. Poza tym wygląd budynku jak i samego „unitu” pozostawia wiele do życzenia. Dla mnie nie jest to wielki problem, ale znacznie łatwiej będzie znaleźć wspołlokatora do miaszkania w lepszym stanie.
Do tej wizycie odpaliłem na iPadzie aplikację Urbanspoon i na obiad wybrałem sobie meksykańskiego food carta. Food carty w Portland są naprawdę rewelacyjne, ale o tym napiszę już niebawem.