Ostatnie dni upłynęły pod znakiem niezbyt dobrej pogody, a mnie nie pozostało nic innego jak pobuszować po centrach handlowych. W okolicy jest ich kilka, a największe to Lloyd Center, Washington Square Mall i Pioneer’s Place. Pierwsze znajduje się po wschodniej stronie Portland (czyli za rzeką) w okolicach 11-tej alei. Jest naprawdę wielkie, powierzchnia handlowa jest ok. 1/3 większa od krakowskiej Bonarki. Z ciekawostek można wspomnieć o wycarpetowanej posadzce i całorocznym lodowisku (wiem wiem, w Warszawie też pewnie jest).
Washington Square Mall jest trochę mniejszym obiektem i całkowicie nie po drodze, bo aż w Tigard (czyli na południe). W dodatku układ komunikacyjny jest tak skomplikowany, że podczas jednej wyprawy udało mi się 4 razy zgubić i 2 razy niepotrzebnie wjechać na autostradę. W środku jakoś tak ciemno i mroczno, pomimo kilku ciekawych sklepów nie prędko się tam drugi raz wybiorę.
Ostatnim dużym centrum handlowym jest Pioneer’s Place, które znajduje się w sercu downtown Portland. Zajmuje ono trzy „blocki”, połaczone ze soba pod ziemia, jak również wiszacymi pod ulica pomostami. Wewnatrz juz bardziej „luksusowe” sklepy, ale nie brakuje też tańszych marek. Ogólnie to centrum lubię chyba najbardziej, bo nie ma w nim tych ogromnych deparment stores, takich jak Macy’s, Nordstrom czy Sears, do których jakoś nie mogę się przyzwyczaić (to takie Galerie Centrum, czyli ubrania, perfumy, walizki, prezenty…).
Każde centrum handlowe jest oczywiście odpowiednio udekorowane na święta, a przed wejściami stoja ludzie z dzwonkami i tak nimi dzwonia cały dzień. Wewnatrz nie może oczywiście zabraknać chórku śpiewajacego świateczne piosenki ani świętego Mikołaja, z którym można sobie zrobić zdjęcie siedzac u niego na kolanku. Nie wiem dlaczego zawsze przypomina mi się ten film o Mikołaju i Elfie, co to okradali po pracy sklepy…
No właśnie, a co w samych sklepach? Przeceny i to niemałe! Udało mi się pokupować trochę rzeczy i tak np. za niecałe $50 kupiłem w GAPie jeansy, swetr i dwa t-shirty. Wspominam też o tym dlatego, że kasjer zagadał mnie wyczuwajac obcy akcent i zapytał skad jestem. Odpowiedziałem że z Polski, na co on że wszyscy w Portland pija polska wódkę. Zaciekawiło mnie to i zapytałem o konkretna markę. Po kilku próbach zrozumienia polskiej nazwy w amerykańskiej wymowie doszliśmy do wniosku, że chodzi o „Monopolowa”. Ponieważ nic mi to nie mówiło, udałem się do alkoholowego. Tam wybór „czystych” nienajgorszy, choć polskich nie za wiele. Faktycznie Monopolowa stoi, nawet w rozmiarze 1.75L za jakieś $25. Kanciasta butelka i tylko szara etykietka w rodzaju „etykiety zastępczej” z czasów PRLu. Problem w tym, że kompletnie nie przypominam sobie aby taki produkt stał na naszych rodzimych półkach. I nic dziwnego, bo jak się okazało, to wszystko jedna wielka ściema: Monopolowa robiona jest w Austrii!
Wracajac jeszcze na moment do okazyjnych zakupów. Najlepszy deal zrobiłem chyba w sklepie Kohl’s. Za rzeczy warte $23 zapłaciłem jedynie $4, a to między innymi dlatego że w skrzynce na listy znalazłem gift card na $10 do tego sklepu. Promocje, o dziwo, jak najbardziej się łacza.
W dalszym ciagu eksperymentuję z nowymi food cartami. Tak w ogóle to kilka dni temu zaczepiły mnie dwie panie pytajac gdzie moga znaleźć te słynne food carty. Wskazałem im drogę do najbliższego podu, po czym sam (mimo, że nie byłem głodny) postanowiłem zjeść coś włoskiego. Odnalazłem świetna budę z makaronami. Wszystko świeże, robione na poczekaniu i bardzo smaczne.
Thank God! Super, że wracasz do nas z nowymi wpisami. Dzięki!