Zaczynamy ćwiczenie nr 10, czyli dwa loty do strefy z instruktorem i dwa loty samodzielne. Te drugie zostawiamy sobie na następny dzień, a na razie zabieramy się z Panem Marianem za wspólne dziurawienie nieba. Właściwie nasze loty nie różnią się wiele od poprzednich lotów do stref pilotażu, oprócz tego że teraz zdecydowanie lepiej czuję samolot, wykonuję wszystko płynniej i sprawniej. Do tego zaczynają mi się naprawdę podobać przeciągnięcia dynamiczne i poważnie zastanawiam się nad jakimś półgodzinnym lotem akrobacyjnym. Oprócz standardowych ćwiczeń, zacząłem także robić ósemki, zarówne te 2×360° jak i takie ładniejsze, przypominające kształtem cyfrę „8”. Ogólnie dzień udany, ale nie ma się co specjalnie nad nim rozpisywać. Następne latanie znów (po tym krótkim przerywniku) samodzielne.