Egzamin praktyczny

Poprzednia trasa była niestety ostatnim elementem mojego szkolenia do licencji turystycznej. Niestety, bo te kilka miesięcy od kwietnia gdy po raz pierwszy usiadłem za sterami było fantastyczną przygodą i wspaniałą zabawą. Wszystko się jednak kiedyś kończy, w tym wypadku egzaminem praktycznym.

Na miejsce jego zdawania wybrałem sobie lotnisko w Gliwicach, w związku z czym moim jury w tym konkursie stał się Pan Ryszard Ptaszek. Jakiś tydzień po złożeniu wniosku w ULCu otrzymałem skierowanie i mogłem umówić się na wolny termin.

Cessna 172 SP-AIO przed hangarem na lotnisku w Gliwicach

Dla tych którzy nie wiedzą jak wygląda taki egzamin służę wyjaśnieniem. Nie jest to (raczej) tak stresujące wydarzenie jak ten na prawo jazdy, ale w gruncie rzeczy polega na tym samym – pokazać obiektywnej osobie że umiem posługiwać się pojazdem i nie stanowię zagrożenia w powietrzu ani na ziemi oraz nie uśmiercę w pierwszym locie z własną licencją całej najbliższej rodziny. Jeśli się w miarę lata, to z egzaminem nie powinno być problemu, a jeśli się go nie zda to tylko można podziękować Opatrzności że być może uchroniła nas przed przedwczesnym lotem do Nieba.

By sprawdzić wszystko w jak najkrótszym czasie, kandydata na pilota wysyła się od razu na lotnisko kontrolowane, bo teoretycznie są to najtrudniejsze normalne warunki w jakich przyjdzie nam latać. Moim zdaniem jest to akurat jedno z łatwiejszych zadań, no ale nie będę się upierał. Następnie wykonuje się jeszcze lądowanie na innym lotnisku i krótki lot w strefie pilotażu.

Mój egzamin rozpoczął się tradycyjnie od obowiązków naziemnych, czyli wypełnienia papierów, wykreślenia i obliczenia trasy, złożenia planu lotu. Następnie należy pokazać egzaminatorowi że mniej więcej wiemy gdzie są skrzydła a gdzie silnik, zająć miejsce w kabinie i przygotować się do startu.

Tego dnia moim wrogiem był zdecydowanie wiatr. Wiało nie dość że z południa (czyli w poprzek pasa), to jeszcze z siłą ponad 10 węzłów, a w porywach i mocniej. Drugą przeszkodą był mój brak snu poprzedniej nocy, co było ewidentym błędem, bo niewyspany pilot to prawie jak pijany kierowca.

Nie można się jednak poddawać i trzeba walczyć. Odpalam silnik, startujemy i lecimy na Pyrzowice. Trasa musi trwać przynajmniej jedną godzinę, więc po drodze zaliczamy przelot nad Muchowcem (i unikanie innych samolotów śmigających po kręgu), a następnie punkt bravo czyli Bukowno. Zawsze miałem jakoś tak zakodowane w głowie, że Bukowno to tam gdzie te duże kominy elektrowni. Niestety okazało się, że miasto jest położone w pewnej odległości. Do tej pory latałem w tym rejonie w osi północ-południe, więc nie robiło to różnicy, teraz jednak sytuacja była inna. Lecąc kilka minut z wyliczonym kursem czekałem aż przede mną pojawią się znane zabudowania. Skoro jednak ich nie było zacząłem rozglądać się na boki – o jest elektrownia! Ale czy aż tak bardzo mogłem pomylić kurs? No trudno, trzeba poprawić. Ostry zakręt, patrzę na reakcję egzaminatora, ale z jego kamiennej twarzy nie dało się wyczytać czy bliżej mi teraz do zdania czy oblania egzaminu. Doleciałem do kominów, zrobiłem nawrót i w kierunku puntu golf czyli już lotniska EPKT.

Ten kawałek trasy był dość łatwy, charakterystyczne obiekty liniowe o które można się oprzeć przy nawigowaniu. W dodatku otrzymałem przez radio potwierdzenie swojej pozycji, więc humor mi trochę wrócił. Doleciałem do golfa, dostałem pozwolenie na wlot w strefę kontrolowaną, później na lądowanie, zrobiłem ładne podejście, przyziemiłem… chwila nieuwagi przy chowaniu klap i boczny wiatr prawie zdmuchnął mnie na krawędź pasa. „Spokojnie i powoli” mówi egzaminator, stosuję jego radę i zajmuję się najpierw ustabilizowaniem mojej szaleńczej jazdy po pasie startowym, a dopiero później całą resztą. Powoli dodaję gaz, odrywamy się delikatnie od ziemi, zakręt w lewo i żegnamy się z Katowice Tower. Dalej z golfa na lotnisko w Gliwicach. Ale jak to, tak nad miastem? Ano tak. Trochę byłem do tego nieprzygotowany, bo spodziewałem się że polecimy jednak naokoło wzdłuż autostrady. Nie będąc do końca pewien jaki mam wziąć kurs, ustawiłem nos samolotu „na czuja” i zacząłem powoli porównywać teren z mapą. W pewnym momencie przypomniałem sobie radę jednego ze starszych instruktorów szybowcowych z Gliwic, którą usłyszałem będąc kiedyś na tym lotnisku – jeśli nie możesz do nas trafić szukaj dymiącego komina. Faktycznie, tuż obok lotniska jest jakaś fabryka i komin z którego wydobywa się siwy dym (podobno od kilkudziesięciu lat bez przerwy). Patrzę na horyzont, jest dym. To musi być to.

I rzeczywiście, udało się trafić. Podchodzę do lądowania, redukuję prędkość, wypuszczam klapy… Coś szybciej się ta ziemia pod nami przesuwa niż zwykle. Ratuję się ześlizgiem i udaje mi się wytracić trochę wysokości, ale nadal jest za szybko! Po chwili egzaminator trochę mi pomaga: patrz na rękaw. O kurde, wiatr się zmienił i teraz zmiast pomóc nam wylądować zachowuje się dokładnie odwrotnie. No to pełna moc, chowam klapy i z powrotem do góry. Trochę się wznieśliśmy, a tu widzę jak obca ręka pociąga mi za manetkę gazu – symulacja awarii silnika. Fantastycznie! Opuszczam maskę samolotu, sprawdzam wysokość i decyduję o powrocie na lotnisko, czyli zakręt o 180 stopni. Wypuszczam klapy, tym razem wiatr wieje idealnie prostopadle do kierunku pasa. Próbuję jakoś utrzymać się przy życiu, znów jesteśmy za wysoko, żeślizg, potworna prędkość, wyrównanie i lecimy 2 metry nad gliwicką łąką… i lecimy… lotnisko się powoli kończy, a prędkościomierz nadal nie zszedł z zielonego pola… w końcu egzaminator sam dodaje gazu i woła: na drugi krąg. Yes, sir. Wspinamy się na 300 metrów, cztery pełne zakręty, tym razem jednak dłuuuga prosta i lądowanie na samym początku pasa. A jednak się da! No to z powrotem na start…

Został ostani element egzaminu, strefa. To już trochę łatwiejsze, bo tylko przeciągnięcia, głębokie zakręty i tego typu „ewolucje”. W końcu lądowanie, zgaszenie silnika, nareszcie koniec… Idziemy do biura, a ja wciąż nie wiem jaki jest wynik mojego egzaminu. Trochę boję się pytać, minę też staram się utrzymać neutralną. Egzaminator zaczyna wypisywać protokół, imię, nazwisko, godziny startów i lądowań… a ja wciąż nie wiem czy zdałem czy nie!  Siedzę tak już dobre 15 minut, kiedy w końcu kursor myszki zbliża się do linijki „zaliczony / niezaliczony” (niepotrzebne skreślić). Zaglądam przez ramię i… udało się!!! ZALICZONY! Cóż za radość, cóż za ulga. Pomimo tego, że już dawno nie miałem tak fatalnych lądowań, że pomyliłem Bukowno, ogólnie dzień miałem nienajlepszy, pomimo to najwyraźniej udowodniłem, że jestem gotów na własną licencję pilota! Hurra!

Po odebraniu podpisanego protokułu pobiegłem do samolotu, zrobiłem szybko zdjęcie (widoczne na początku wpisu) i wystartowałem na powrót do Kaniowa. Czułem się naprawdę dumny, szczęśliwy i choć jeszcze nie pilot, to już prawie prawie (bliżej się być nie da). I nawet lądowanie w Kaniowie na krótszym, 440 metrowym kierunku pasa (13), z nad drutów i z pełnym rękawem bocznego wiatru nie zrobiło na mnie wrażenie – było wręcz perfekcyjne. Idealne zakończenie szkolenia.

Trzy tygodnie później odebrałem z delegatury ULC w Krakowie swoją własną licencję.

Blog nie umiera. Będę na nim nadal umieszczał wpisy na tematy lotnicze, reportaże z kolejnych lotów, wraz ze zdjęciami, w których robieniu mam nadzieję wyręczą mnie osoby z prawego fotela. Oprócz tego zaczynam kurs teoretyczny do ATPLa, więc spodziewajcie się kilku słów na ten temat. A w nowym sezonie… jeśli wszystko się uda być może szkolenie do IR (loty według przyrządów), może nawet ME (wielosilnik) i CPL (licencja zawodowa) – istnieje duża szansa, że częściwo realizowane w USA. Jedno jest pewne – lotnictwo wciągnęło mnie na dobre.

17 komentarzy do wpisu “Egzamin praktyczny

  1. GRATULUJE!!! Ja w swoim szkoleniu popełniłem jeden błąd, nie zająłem się szybko teorią i chociaż wyprzedzałem cię w niektórych zadaniach teraz czekam na sesję w ULCu :/ Jeszcze raz wielkie gratulacje ode mnie. Do usłyszenia w powietrzu!

  2. Dzięki! Ja też specjalnie zwolniłem szkolenie, bo nie zająłem się na czas UKE i mnie to zablokowało jeśli chodzi o egzamin praktyczny. Powodzenia w ULCu!

  3. Gratulacje! Idea robienia kolejnych kursów w nowym sezonie jest bardzo dobra szansa dla nas czytelników na ciekawe materiały do czytania.

    Zazdroszcze znalezienia swojego powołania w życiu!

  4. Gratulacje! A skoro zaczynamy ATPL, to znaczy że lotnictwo na prawdę się spodobało :) Mam nadzieję że wytrwasz i za kilka lat na blogu przeczytam wpis o pierwszym locie rejsowym jako pilot. Powodzenia i czekamy na kolejne wpisy :)

  5. No to Gratulacje. Super, że wybrałeś nasz Aeroklub :) Rysiu jest naprawdę dobrym instruktorem. Wymagającym i dokładnym, bo w końcu łape to ma nabitą. Pozdrawiam

  6. Gratulacje,życzę tyle samo startów co lądowań.Też niebawem będę zdawał egzaminy,jestem bliski ukończenia zadania III na PPL(a).

    Pozdrawiam

  7. Gratulacje ! Dzisiaj wlasnie doswiadczylem tego samego, trasa, kilka kregow, wizyta na EPWR i upragnione „zaliczony”. Teraz tylko czekac na licencje :)
    pozdrowienia !

  8. Wreszcie (a raczej niestety, bo tak dobrze się czytało) dobrnęłam do końca. Zazdroszczę i gratuluję!
    Jestem „skażona” tym samym bakcylem ale do kursu pewnie jeszcze trochę, może za rok, za dwa.

    jeszcze raz gratulacje – tyle lądowań ile startów! Pozdrawiam

  9. Dzięki! Gdy już zdecydujesz się rozpocząć, pomyśl nad prowadzeniem dziennika. I koniecznie podeślij linka! :)

  10. Fantastyczny blog – dzięki za twój czas który poświęciłeś na dokumentowanie swojej drogi!
    Od dziecka chciałem latać, ale nie było mi dane. Nie zmienia to faktu, że mam już dość bycia pax’em i zaczynam rozglądać się nad możliwościami zrobienia licencji. Trzeba tylko zgrać ze sobą dwa czynniki: czas i pieniądze. Reszta wydaje się być łatwizną :)
    Pozdrawiam (i przymierzam się do czytania kolejnych wpisów)

  11. Rok temu czytałem jak zaczynasz i w tym roku zainspirowany m. in. tym blogiem zrobiłem PPLke :)

  12. Ja jestem dopiero w połowie I zadania na kursie praktycznym PPL ale po cichu liczę że uda się jeszcze podejść do egzaminu przed zakończeniem sezonu !

    Fajnie wiedzieć że ktoś zmagał się z podobnymi problemami i przeczytać w jaki sposób sobie z nimi poradził !

    Pozdrowienia z Grądów!

  13. Szukam osoby, która odplatnie przygotuje mnie do egzaminu PPLA
    Odbyłem już szkolenie teoretyczne i praktyczne i zdałem egzaminy wewnętrzne. Obecnie uczę sie do egzaminu w ULC i szukam osoby z okolic Inowrocławia woj. Kujawsko Pomorskie, która przygotuje mnie do egzaminu rozwiazujac testy z pytaniami ze strony ULC.
    Janusz Radzikowski
    jradzikowski@windbud.eu
    669848484

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *