Day 623 – lipiec
Minęło już pół roku od kiedy zacząłem pracę jako instruktor, ale jak na razie to lipiec był rekordowym miesiącem pod względem ilości latania.
Minęło już pół roku od kiedy zacząłem pracę jako instruktor, ale jak na razie to lipiec był rekordowym miesiącem pod względem ilości latania.
Z tygodnia na tydzień lotów coraz więcej. 12-15 godzin w pracy to już nic nadzwyczajnego (stąd też opóźnienia na blogu). Lato – dobra pogoda, długie dni. Loty planowane i nieplanowane. Sukcesy i porażki.
Zdobycie uprawnień instruktora na przyrządy naprawdę się opłaca. Nie tylko możemy pracować, gdy inni siedzą uziemieni przez pogodę, czy też zdobywamy zupełnie nowe doświadczenie w lataniu IFR, a czasem w IMC, ale przede wszystkim dlatego że mamy okazję podziwiać piękno natury z nieco innej perspektywy.
Po krótkiej trzydniowej przerwie trzeba było wrócić do pracy. Końcówka miesiąca była stosunkowo spokojna. Moi chińscy uczniowie powoli zbliżają się do końca pierwszej fazy szkolenia. Każdy z nich musi „wylatać” 3 godziny na symulatorze, co moim zdaniem jest stratą czasu na tym etapie, ale co ja mam do gadania. Staram się ten czas spędzić produktywnie i czegoś ich jednak nauczyć, głównie sytuacji nietypowych, rozpoznawiania awarii przyrządów (np. prędkościomierza podczas rozbiegu) czy postępowania po wyłączeniu się silnika po stracie. Nawyk lądowania na wprost mają wyrobiony, i słusznie, bo jak pokazują moje próby, z 1000 ft AGL uczniowie ledwo dociągają do pasa po wykonaniu zakrętu 180°. Ostatnie kilka minut lekcji możemy spędzić na soft fields w Nowym Targu.
Przyjazd na szkolenie do Hillsboro był moim pierwszym kontaktem z USA. Jako dziecko zwiedziłem z rodziną dużą część Europy, ale nigdy nie udało nam się wydostać poza Kontynent. W tym roku rodzice zdecydowali się w końcu wybrać w podróż przez Atlantyk, a że z Nowego Jorku do Oregonu już bliżej niż dalej, to i do mnie wpadli z wizytą.
Już pierwszego dnia po checkoucie wsiadłem do Cessny 172 w roli nauczyciela. Pierwsza lekcja w ramach Instrument Rating odbywa się warunkach VFR i ma na celu zapoznanie ucznia z nowym modelem samolotu: trochę inne prędkości, większe siły na sterach, inne umiejscowienie przyrządów. Po godzinie prostych menewrów mieliśmy wracać do domu, gdy wpadł mi do głowy szatański pomysł: „so, you wanna fly into a cloud today”?
Przyszedł wreszcie dzień mojego egzaminu na uprawnienie „instruktora szkolącego do Instrument Rating”, w USA zwanego potocznie „dabul aj”. Egzamin jest bardzo podobny do egzaminu IR. Elementów „lotnych” jest nawet mniej, dlatego trochę bałem się pierwszej części – dyskusji o teorii, bo dla instruktów nie ma taryfy ulgowej.
Poza „daily deals” do okolicznych knajp, trudno na Grouponie znaleźć interesujące oferty: same masaże, SPA czy inne fryzjery. W ten weekend pokazał się deal na degustację wina i gruszek. Nuda, do tego półtorej godziny drogi z Hillsboro. Chyba że… to picie wińska połączone jest ze zwiedzaniem muzeum starych samolotów i samochodów w Hood River, do którego od dawna planowałem się wybrać.
Pogodny poranek, wsiadam z uczniem do 69016. Runup: throttle 1700, carb heat, magnetos. Right: 90 RPMs drop, back to both, left:… 250 drop”. Cóż, zdarza się często że obroty na iskrowniku spadają poniżej dozwolonych 125. Zwykle ktoś lecący wcześniej nie zubażał poprawnie mieszanki i świece „zabrudziły się” osadem węglowym. Czasem uda się ten węgiel wypalić trzymając pełne obroty i maksymalnie zubożoną mieszankę przez 30-60 sekund. Ponowna próba iskrowników i znów spadek o 250. Nie pozostaje nam nic innego jak oddać samolot w ręce mechaników – bez wymiany świec się nie obędzie.
Pół biedy jeśli samolot musimy uziemić w Hillsboro. Czasem zdarzy się jednak, że uczeń poleci gdzieś na cross country i odkryje spadek obrotów podczas runupu z dala od bazy. Tak właśnie stało się z 757LY w Newport. Samolot stał tam 3 dni i w końcu przyszła pora go odebrać. W delegację wysłano mnie i jednego z mechaników. Na miejsce dostaliśmy się wyczarterowanym King Airem.
Tydzień pełen lotów cross country czyli tego co w pracy instruktora najlepsze! O ile w pierwszym locie z uczniem trzeba się sporo nagadać, to kolejne są zwykle czystą przyjemnością. Jest czas na podziwianie cudów natury, jak i tych stworzonych przez człowieka. Uwielbiam przyglądać się z powietrza statkom, pociągom, no i oczywiście innym samolotom!