Day 84 – łóżko

Podróż z lotniska do mieszkania była dość skomplikowana, ponieważ najpierw musiałem udać się dwoma pociągami do Hillsboro, gdzie stał mój samochód (z tak istotnymi rzeczami, jak śpiwór czy ręcznik). Z powodu opóźnienia, ostatecznie dotarłem do mieszkania przed 1 w nocy. Pasuje położyć się spać, bo za 12 godzin mam zaplanowany lot (oczywiście musi być jeszcze pogoda, a na to się nie zanosi). Szkoda, że za moje łóżko będzie dziś robiła podłoga. Nie mam nawet światła w pokoju, bo amerykanie z jakiś powodów nie zawsze montują lampę na suficie, trzeba mieć swoją wpiętą do gniazka. No ale przynajmniej mam latarkę…

Czytaj dalej

Day 80 – New York City

Good Morning America! Śnieżyca, która miała przejść nocą okazała się być znacznie mniej intensywna niż oczekiwano. Miasto po ostatniej kompromitacji przygotowane było na najgorsze, tymczasem spadło może 15-20 cm śniegu. Publiczne szkoły są nawet otwarte, ale Olivier (mój 6-letni gospodarz) chodzi do prywatnej i ma wolne. Dlatego też wybierzemy się z Beatą na spacer po okolicy w której mieszkają, czyli Forest Hills (Queens).

Ulica Queens zima

Czytaj dalej

Day 77 – podróż z niespodzianką

W tym miejscu blog przewija się o 3 tygodnie, a więc do dnia w którym ponownie lecę do USA.

Pożegnania zawsze są trudne, a szczególnie kiedy wyjeżdża się na 8 miesięcy na odległość dziewięciu stref czasowych. Te trzy tygodnie spędzone w Polsce pozwoliły mi docenić zalety bycia na miejscu, wśród rodziny i znajomych. Dobrze że mój pierwszy samolot odlatuje o 6:55 rano i nie mam zbytnio okazji się rozmyślić.

Mój plan na dzisiaj jest odrobinę szalony, ale kupujac bilet na 3 tygodnie przed odlotem nie można było wybrzydzać. Z Krakowa lecę do Monachium. Tam planowo 45 minut przesiadki i kolejny odcinek do Londynu. W Londynie 1:30 wolnego i do Nowego Jorku. 1:25 i ostatni kawałek – do Portland.

Czytaj dalej

Day 76 – do domu

Nie byłbym soba, gdybym był na czas gotów do podróży. Jak zwykle przez lenistwo i głupotę zaczałem pakować się o 2 w nocy, w sytuacji gdy wcześniej policzyłem że aby bez nerwów zdażyć na lotnisko muszę wyjść z domu o 4:45. Same walizki były gotowe dość szybko, ale pakowanie tego wszystkiego co zostawiam w Stanach na czas mojej nieobecności po prostu mnie przerosło. Wszystko było przeciwko mnie, poczawszy od przygotowanych pudeł które były o 5 cm za duże żeby zmieścić się do bagażnika, przez wieszaki na ubrania, poplatane tak że nie mogłem ich opanować, na rzeczach typu stolik nocny które nagle się przede mna pojawiały, kiedy bagażnik musiałem już upychać ciężarem swojego ciała żeby się domknał. Część dobytku musiałem zostawić na tylnim siedzeniu, ale mam nadzieję że David wyjmie je z samochodu jak się obudzi i schowa do swojego mieszkania.

Czytaj dalej

Day 75 – aplikacja

Ostatni dzień kiedy mógłbym jeszcze zaliczyć progress check, ale oczywiście pogoda znów pokazała ile dla niej znaczę. Najlepsze jest to, że z jednego okna w mieszkaniu widać błękitne niebo, a z drugiej strony chmury sięgajace do ziemi. I tęcza. O tak, tęczę to tutaj zimowa pora widać prawie constant.

Jest za to czas na spokojnie złożenie naszych aplikacji o mieszkanie. Umówiłem się z Lacey na miejscu, ale okazało się że managerki poszły na jakieś dwugodzinne spotkanie. Zaczęło dość konkretnie padać (jak się później okazało, w wiosce niedaleko było małe tornado i zniszczyło kilkadziesiat domów), więc schowaliśmy się w samochodzie, a później tak nam się z niego nie chciało wychodzić, że przejeździliśmy ponad godzinę po mieście.

Czytaj dalej

Day 73 – Polacy

No no, dziś byśmy sobie mogli nawet polatać bo niebo w miarę czyste, ale… na 3000 stóp wieje 50 węzłów! Cessna 152 dałaby radę lecieć do tył!

Mimo to dzień okazał się pozytywny, bo odezwała się kolejna osoba do wynajęcia ze mną mieszkania. Co prawda za 3 dni wracam do Polski na święta, ale gdyby udało się już teraz wszystko dogadać, to może nawet miałbym gdzie mieszkać w styczniu?

Czytaj dalej

Day 72 – zakupy

Ostatnie dni upłynęły pod znakiem niezbyt dobrej pogody, a mnie nie pozostało nic innego jak pobuszować po centrach handlowych. W okolicy jest ich kilka, a największe to Lloyd Center, Washington Square Mall i Pioneer’s Place. Pierwsze znajduje się po wschodniej stronie Portland (czyli za rzeką) w okolicach 11-tej alei. Jest naprawdę wielkie, powierzchnia handlowa jest ok. 1/3 większa od krakowskiej Bonarki. Z ciekawostek można wspomnieć o wycarpetowanej posadzce i całorocznym lodowisku (wiem wiem, w Warszawie też pewnie jest).

Lodowisko w Lloyd Center w Portland, Oregon

Czytaj dalej

Day 67 – Park and Ride

Progress check instruktorzy są chyba bardzo zajęci, bo i dziś nie udało się żadnego zaplanować. Postanowiłem kolejny dzień spędzić na poszukiwaniu mieszkania, ale tym razem chciałem też spróbować MAX-a, czyli kolejki podmiejskiej. Co ciekawe, każdy przystanek posiada kilkaset miejsc parkingowych i mnóstwo ludzi dojeżdża ze swoich domów, zostawia samochód i przesiada się w komunikację publiczną.

Jazda do Portland jest całkiem przyjemna i wygodna, ale zajmuje 45 minut. Samochodem można dojechać w ok. 20-25. Nie jest też wcale taniej, bo dzienny bilet kosztuje $4.75.

Czytaj dalej