Początki pracy pilota w linii lotniczej to niestety niekoniecznie siedzenie za sterami lśniącego samolotu. Zaczynamy znacznie bardziej przyziemnie – od spędzania dwóch tygodni w sali wykładowej i pięciu minut w specjalnej metalowej puszce.
Wymagane przepisami szkolenie ma nas zapoznać z ważnymi aspektami naszej nowej pracy. Zaczynamy od tematyki ochrony lotnictwa (security) – dowiadujemy się co to jest „security restricted area” i jej „critical part”, jak różni złoczyńcy mogą próbować przejąć kontrolę nad samolotem, co zrobić z tykającą bombą na pokładzie (i do czego można wykorzystać rajstopy przy jej zabezpieczaniu). Zajęcia kończyły się wizytą w hangarze, gdzie dowiedzieliśmy się jak wykonać security search. Po tym etapie szkolenia otrzymaliśmy certyfikat, który umożliwił nam wyrobienie lotniskowych kart identyfikacyjnych z dopiskiem „CREW”, skutecznie skracających czas w kolejce do kontroli bezpieczeństwa (a czasem pozwolą nam nawet przemycić butelkę wody).
Dalej zapoznaliśmy się z tematyką transportu rzeczy niebezpiecznych (dangerous goods), czyli wszystkiego od butelek spirytusu, przez beczki z kwasem, materiały radioaktywne, baterie do laptopów, magnesy, po amunicję. Wiemy już jak takie przedmioty powinny być opakowane, gdzie mogą być załadowane i jak daleko od siebie. Dowiedzieliśmy się też co nieco o transporcie zwierząt, w tym że chomiki nie powinny podróżować na pokładzie.
Kolejne dni przyniosły zajęcia o stanie floty i różnicach pomiędzy samolotami, o procedurach operacyjnych, użytkowaniu list MEL i CDL, o wykonywaniu lotów w przestrzeni RVSM i wymaganiach do nawigacji P-RNAV. Pokazano nam również jak ma w niedalekiej przyszłości wyglądać paperless cockpit (aplikacje Jeppesena i Boeinga na iPadach), posłuchaliśmy też trochę o planowaniu załóg.
Uczestniczyliśmy także w zajęciach na temat wyposażenia awaryjnego samolotów, mieliśmy okazję dotknąć kilku typów PBE (specjalnych masko-kapturów z generatorami tlenu, pomagających przy gaszeniu pożaru), zobaczyć przenośne nadajniki ELT i poznać procedury stosowane przez cabin crew. Odbyliśmy też praktyczne szkolenie z gaśnicą w symulatorze pożaru.
Choć nie do końca można to nazwać nauką gaszenia ognia, bo naszym zadaniem było tak skierować strumień wody, żeby nie zdusić płomienia innym kolegom. A gasiliśmy: piekarnik, pawlacz i podłogę między fotelami.
Ostatnimi elementemi całego szkolenia były: prezentacja o survivalu, przygotowująca nas na ewentualność lądowania w terenie przygodnym daleko od cywilizacji, oraz dwa dni zajęć z CRM (Crew Resource Management).
Oprócz wykładów dostaliśmy jeszcze dostęp do firmowego systemu e-learningu, gdzie czekały na nas kolejne prezentacje i czytanki. Odwiedziliśmy też dobrze nam znane Czech Aviation Training Centre w celu przeklikania lekcji na temat operacji w niskiej widzialności (LVO) w dość archaicznym CBT.
Po dwóch tygodniach spędzonych w hotelu dobrze było wreszcie zjeść domowe śniadanie, ale z Pragą nie rozstajemy się na długo.
Gdzie będzie Twoja baza? … no i najważniejsze: kiedy zaczynasz, a może już zacząłeś.
Pozdrawiam!
Baza w WAW. Od kiedy, jeszcze dokładnie nie wiem.
Skoro latałeś samolotem szkoleniowym Smartwings, to będziesz latał dla Travel Service, zgadza się?
Gratuluję serdecznie dojścia do momentu, w którym teraz jesteś i wytrwałości w tym wszystkim :) Mam nadzieję, że za jakieś 5-6 lat też mi się to uda. Jak na razie, zaczynamy studia od pańdziernika.
Już jesteś coraz bliżej siedzenia w lśniącym samolocie! :P
Świetny wpis, czekam z niecierpliwością na kolejny, być może już z pierwszego dnia „w pracy”. :)
EPWA bedzie Twoim domem ??
to sie pewnie spotkamy :-)
I co tam u Ciebie Michał? Jakieś nowości? ;) pozdrawiam