Kiedyś trzeba się zmierzyć z pierwszą porażką. Kilka dni temu pojechałem do ULCu zdawać ostatni egzamin z ATPLa – Instrumentation. Ostatnio mocno się leniłem i nauka nie przychodziła łatwo. Myślałem, że uda mi się trochę oszukać system, który dawał poprzednio całkiem przyzwoite wyniki i tym razem przeszedłem prawie od razu do bazy pytań, nie studiując dogłębnie książek. Po przerwie jednak trudno było znów zmusić się do klikania w kolejne pytania, więc i to odkładałem w nieskończoność, aż do wieczoru przed planowanym wyjazdem do Warszawy. W końcu zabrałem się za naukę, ale ileż można zrobić przez kilka nocnych godzin? Na pewno nie 1100 pytań! Udało mi się przebrnąć przez jakieś 650 i musiałem się chwilę przespać. Rano wielka niepewność – jechać czy nie jechać? Zadecydowałem, że jednak spróbuję. Powtórka z tego, co zdążyłem przerobić w nocy i prosto do sali egzaminacyjnej. Zaznaczam kolejne odpowiedzi, pojawiają się kolejne pytania, zapisuję na kartce te, co do których mam wątpliwości. Na 60 wychodzi mi takich 25. Trudno, zamykam egzamin i wynik: 68,3%. Oblany! Brakło 4 prawidłowych odpowiedzi. Pytania wcale nie były skomplikowane, zwyczajnie nie umiałem. Szkoda że się nie udało, bo chciałem mieć już wszystko z głowy, a tu trzeba jeszcze raz przyjechać. Oby po raz ostatni…
„każda porażka jest nawozem sukcesu” ;-)
Nastepnym razem sie uda MIchal ;) Trzymam kciuki !