Day 302 – burger z kapciem

246 godzin w logbooku. Jeszcze 4h potrzebne abym mógł przystąpić do egzaminu i 3 dni żeby je wylatać.

W poniedziałek 22-iego postanowiłem wziąć Skycatchera i polecieć gdzieś na obiad. Ponieważ nie potrzebuję już więcej lotów cross country na lotniska oddalone o 50 NM, mogłem poszukać czegoś bliżej. I tak wybór padł na Independence, gdzie stoi mała knajpka opisywana ostatnio w magazynie Airplanista. Jak może pamiętacie, samo lotnisko 7S5 to po prostu osiedle mieszkaniowe z drogami kołowania zamiast zwykłych ulic.

IMG_0367.JPG

Czytaj dalej

Day 242 – Kalifornia, czyli dłuuugie xc

DSC04165.JPG

Po zakończeniu szkolenia na przyrządy nie ma już wymówki i trzeba ostro zabrać się za spełnienie wszystkich wymagań do licencji zawodowej. Jednym z nich jest odbycie długiego lotu solo. Długiego, czyli do celu oddalonego o conajmniej 250 mil morskich w linii prostej. Ja postanowiłem jeszcze bardziej urozmaicić sobie dzień i wybrać się na lotnisko ponad 300 mil od bazy. To mniej więcej tyle co z Gdańska do Zakopanego. Taki dystans wymaga zarezerowania samolotu na większą część dnia i tak się akurat zdarzyło, że jedynym dostępnym był… Skycatcher.

Czytaj dalej

Day 198 – kurczak słodko-kwaśny

Preflight check. Lewy strobe light nie błyska. Niby nie jest na liście wymaganego wyposażenia, ale pasowałoby go chociaż „oplackardować”. Gadam z dyspozytornią, gdzie okazuje się że samolot nie „wyszedł” jeszcze z przeglądu. No to cancel…

Jakoś zasiedziałem się w Hillsboro i dopiero gdy zgłodniałem pomyślałem o powrocie do domu. Tylko ta pusta lodówka… Natchnęło mnie żeby zobaczyć czy któraś stopięćdziesiątkadwójka nie jest przypadkiem wolna. Nooo, nie jedna! Najszybciej na konkretne jedzenie dolecę do Albany.

Po drodze mijam moich „ulubionych” kontrolerów w Salem, którzy na wszelki wypadek nie włączają na lotnisku świateł żeby przypadkiem ktoś im drzemki nie przerwał :)

DSC03642.JPG

Czytaj dalej

Day 194 – TDO, KLS, SPB

Niedzielne popołudnie, można by się gdzieś przelecieć. Pogoda nie jest za pewna, dlatego nie planuję zbytnio oddalać się od bazy. Najpierw skoczę na północ „zalegalizować” cross country do Toledo, WA – tam jeszcze nie lądowałem. Dalej wracając na południe wyląduję w Kelso i Scappoose. Stamtąd na wschód, czołgając się pod class C, zahaczę o Grove, Troutdale, Valley View, Sportsman (Newberg) i wrócę do Hillsboro. Taki rajd po okolicznych lotniskach, których nie mam jeszcze w logbooku.

Plan jak zawsze był ambitny. Jakieś 15 minut przed odlotem zaczęły pojawiać się na horyzoncie (i radarze pogodowym) rozbudowane chmury kłębiaste, chwilę później zaczął padać deszcz. Wydając pozwolenie na start kontrolerka poinformowała o „moderate intensity precipitation” na przedłużeniu pasa. No nic, zobaczymy…

Czytaj dalej

Day 173 – Centralia

Jak już dorwę jakiś samolot na wieczór, to nie ma zmiłuj. Zawsze zaplanuję sobie jakieś dłuższe cross country i tym razem nie było inaczej. Chciałem polecieć na północ do Bremerton (tam gdzie niedawno Tajwany jadły kolację), zatankować trochę kawy i AVGASu, podskoczyć jeszcze do Paine Field – czyli Everett, WA (tam gdzie fabryka Boeinga) i wrócić. W sam raz na 4 godzinki lotu.

Sunset Highway 26

Highway 26, którym codziennie zasuwam do szkoły

Czytaj dalej

Day 165 – w górach straszy

Kolejne ambitne cross country. Ambitne przynajmniej było założenie, aby dotrzeć nad Ocean, wzdłuż wybrzeża lecieć na południe aż do North Bend, później na wschód do Roseburg. Plan urodził się w mojej głowie dość przypadkowo i pomyślałem że będzie to też świetna okazja na sprawdzenie możliwości iPada z zainstalowanym ForeFlight jako głównego narzędzia do planowania i nawigacji.

Kokpit Cessny 152

Czytaj dalej

Day 163 – nocny lot po kiełbasę

Tak to już bywa ostatnio, że nawet gdy przy gruncie temperatura jest znośna, to w powietrzu robi się od razu pierońsko zimno. Zwykle oznacza to, że o locie w chmurach można zapomnieć, ale czasem konsekwencje dotykają nas nawet gdy czołgamy się poniżej „sufitu”. Dziś na przykład miałem przyjemność wlecieć w opad ice pellets, czyli małych przeźroczystych kulek lodu. Ciekawe doświadczenie: widzialność drastycznie spada, pojawiają się interesujące efekty akustyczne, a lód zaczyna błyskawicznie kleić się do samolotu, co oczywiście najlepiej widać na czarnym ogumieniu. Jedyna rada: uciekać. Niestety podczas tej lekcji zmuszeni byliśmy latać wokół specyficznego punktu, zwykle więc to pogoda wybierała nas, a nie my ją.

Czytaj dalej