Day 461 – Cessna 152 PLUS

Obiecałem niedawno, że napiszę trochę więcej o poniedziałkowym zebraniu „rady pedagogicznej”, na które raz w miesiący przychodzi sam prezes i opowiada o kondycji firmy, planach i ogólnej sytuacji na rynku. Nie będę Was zanudzał szczegółami na temat nowych potencjalnych kontraktów albo budowy nowej (dodatkowej?) lokalizacji firmy po drugiej stronie lotniska, skupię się za to na stanie floty.

Na dzień dzisiejszy mamy 43 samoloty i 20 helikopterów do szkolenia: 21x C152, 2x C162, 10x C172, 2x C172RG, 6x PA44, 2x King Air, 17x R22, 2x R44, 1x 300CB, no i parę innych sprzętów – kilka sztuk Bell 206 i 207, Cessnę 206T oraz jednego Huey’a (Bell 205). Większość bazuje w Hillsboro, część na drugim lotnisku w Troutdale.

Czytaj dalej

Day 459 – tłusty czwartek

Jak ten czas szybko leci! Ledwo zdawałem egzamin pod koniec stycznia, a już mamy trzeci piątek lutego. Trzeci piątek, czyli comiesięczny grill dla uczniów i pracowników szkoły. Od jakiegoś czasu nie byłem zbyt entuzjastycznie nastawiony do tych wydarzeń, bo zawsze przychodziło mi czekać w kilometrowej kolejce. Teraz okazało się, że pracownicy mają dostęp do hamburgerów i hotdogów jeszcze zanim, punktualnie o 12:00, rzuci się na nie stado wygłodniałych uczniów.

IMG_0801.JPG Czytaj dalej

Day 456 – dual given

Skończyło się lenistwo, zaczyna się praca! No, przynajmniej w teorii, bo pogoda nie do końca pozwoliła tak od razu rozwinąć skrzydła. Pierwsze dwa loty w Johnem i Brandem zaplanowane na 10 lutego zamieniły się w dwie godzinne lekcje jak robić preflight. Im szybciej sami będą w stanie sprawdzać samolot przed lotem, tym lepiej – będziemy mieć więcej czasu na lot, a instruktor znajdzie kilka minut na krótki odpoczynek między blokami. Popołudniu zaś miałem pierwszą lekcję teorii z Kenem i Toby’im. Po omówieniu ogólnie „Human Factors” i „Airplanes 101” zeszliśmy na rampę podotykać samoloty, bo wiadomo że najlepiej tłumaczy się na żywych przykładach. W międzyczasie niebo zrobiło się autentycznie takie:
IMG_0784.JPG

Czytaj dalej

Podsumowanie szkolenia w USA

Od momentu powstania tego bloga, a szczególnie od wyjazdu do Stanów dostaję i odpowiadam na wiele maili od czytelników, którzy także zainteresowani są karierą pilota. Zdecydowanie najczęściej powtarzającymi się pytaniami są te o koszty i długość szkolenia. Najwyższa pora, aby po zdaniu egzaminu na CFI i rozpoczęciu pracy  podsumować dotychczasowy pobyt w USA.

W Hillsboro Aviation wylatałem 234.6 godzin, z czego:

image002.jpg

Czytaj dalej

Day 450 – my first pilot job

Przyszedł poniedziałek, pierwszy dzień w mojej pierwszej lotniczej pracy. Zaczęło się o 8:00 od cotygodniowego CFI meeting, czyli godzinnego spotkania instruktorów z naszym szefem. W ramach miejscowego zwyczaju, pojawiłem się wraz z czterema tuzinami pączków, czym od razu zyskałem sobie przychylność współpracowników.

DSC06782.JPG

Czytaj dalej

Day 443 – interview

Tuż po egzaminie na CFI kilka osób ze szkoły pytało mnie, czy złożyłem już swoje CV (zwane tutaj resumé) na biurku szefa instruktów. Pomyślałem, że może warto będzie jednak najpierw trochę odpocząć i aplikację wysłałem… następnego dnia rano. Godzinę później dostałem telefon z „zaproszeniem” na rozmowę 2 lutego o 10:00. Miałem więc cały dzień żeby się przygotować.

Czytaj dalej

Day 441 – CFI checkride

7:45 jestem już w szkole, pokoik egzaminacyjny przygotowany, stos książek i innych pomocy naukowych na biurku, drugie tyle w torbie, wydrukowana pogoda, NOTAMy, wyczyszczona tablica, sprawdzone pisaki. Dokumenty w samolocie są na swoim miejscu, śmieci uprzątnięte, olej jest – nic nie pownno mnie zaskoczyć. Kilka minut po ósmej pojawiają się moi egzaminatorzy i… zaczynamy!

DSC06719.JPG

Czytaj dalej

Day 440 – ostatnia powtórka

Może przesadzam, może nie, ale przed jutrzejszym egzaminem postanowiłem jeszcze raz polatać z moim instruktorem i upewnić się, że nie zawalę na jakiejś głupocie. Może jestem naiwny, że tak próbuję przygotować się do zdania tego egzaminu raz a dobrze, gdy przy pierwszym podejściu oblewa go średnio 80% osób. Całkowita lub częściowa porażka nie byłaby więc tragedią, tym bardziej że za sam egzamin się nie płaci (oczywiście za samolot już tak), ale czas mnie goni – im szybciej dopiszą mi do numeru licencji literki „CFI”, tym szybciej zacznę wpisywać kolejne godziny do logbooka, a i może liczby na koncie w banku zaczną wreszcie przyrastać zamiast stale maleć.

Czytaj dalej