Day 275 – Alaska

Na Alasce wylądowałem tuż po północy. Na zewnątrz było jeszcze całkiem jasno, w końcu z Anchorage już nie tak daleko do koła podbiegunowego. Taksówką dostałem się do hostelu i wreszcie mogłem się przespać w pozycji leżącej. Nie za długo, bo o 7 rano miałem autobus. Wcześniej jednak, dokładnie o 6:00, udało mi się doświadczyć trzesienia ziemi o skali 5.3. Byłem akurat pod prysznicem, wciąż w półśnie, to też nie do końca zdawałem sobie sprawę że to z podłogą, z nie ze mną, jest coś nie w porządku.

DSC04915.JPG

Czytaj dalej

Day 273 – 911, what is your emergency?

Tak oto kończy się moja krótka przygoda z mieszkaniem w domu przy NE Hidden Creek Drive. Jak może pamiętacie, wprowadziłem się tam niecały miesiąc temu. Oprócz mnie, pokoje zajmowało dwóch Brazylijczyków ze szkoły i jeden Amerykanin, bez powiązań z Hillsboro Aviation. Jak się przez ten miesiąc okazało niezbyt fajny charakter, bezrobotny (wyrzucony z wypożyczalni filmów za… oglądanie meczu w telewizji), z dziwnymi znajomymi (starsi goście, którzy wpadali zapalić zioło w garażu albo nieletnie niezbyt urodziwe koleżanki, zachęcone kolorowymi napojami alkoholowo-energetycznymi w litrowych puszkach). W ciągu dnia zwykle grał w koszykówkę, poza weekendami kiedy odwiedziała go 2 i pół letnia córka.

Czytaj dalej

Day 272 – trzy dni w RG

Mój instruktor uznał, że nie boi się o los 172RG w moich rękach i podpisał mi w logbooku complex endorsement, żebym mógł wreszcie wybrać się na samodzielny trening. Trzy dni intensywnego latania zaczęły się 23-go, a że nikt nie był wtedy zainteresowany korzystaniem z RG, to zaklepałem sobie dwa 3-godzinne bloki. Pierwszy w samo południe. Niebyt to dobry pomysł, bo przy dobrej pogodzie w weekendy wszystkie Chińczyki latają solo. Do tego stopnia, że na wspólnej częstotliwości air-to-air zaczynają gadać po swojemu (co zwykle nie kończy się dla nich zbyt dobrze).

Czytaj dalej

Day 267 – touch and go!

Zgodnie z przewidywaniami, dalsze szkolenie na multi-engine to nauka lądowań. We wtorek pogoda była słaba, więc i ruch w powietrzu niewielki i mogliśmy spokojnie pokręcieć się wokół pasa w Hillsboro. W środę zaś wybraliśmy się do Mulino ćwiczyć short field takeoffs and landings na tamtejszym relatywnie krótkim pasie (1050 m).

Kilka nowych uwag na temat latania tym gratem. Seminola nie ma klasycznego steru wysokości, tylko zamontowany na szczycie ogona stabilator – horizontal stabilizer i elevator w jednym. Wysokie umiejscowienie stabilatora powoduje, że nie opływają go strugi zaśmigłowe i ma on znacznie mniejszą efektywność. Przy starcie trzeba bardzo wyraźnie pociągnąć na siebie wolant żeby „odkleić” samolot od asfaltu. Bardzo podoba mi się za to efekt wciskania w fotel po zwolnieniu halmuców, gdy silniki są na pełnej mocy. Nie jest to odrzutowiec, ani nawet ATR, ale jednak fajnie poczuć choć odrobinę przyspieszenia.

Po trzech dniach latania z dwoma sprawnymi silnikami czuję się w PA-44 coraz swobodniej. Na pewno znacznym ułatwieniem było wcześniejsze doświadczenie na complexie. Podczas powrotu do Hillsboro David zasymulował mi engine failure i musiałem poradzić sobie z podejściem na jednym motorze. W warunkach VMC nie jest to aż tak trudne, początkowo trzeba mocno wcisnąć pedał steru kierunku, później wystarczy lekko przechylić skrzydło w stronę sprawnego silnika i wszystko wraca do normy. Trochę dziwnie skręca się w stronę martwego silnika, ale wszystkiego można się nauczyć. Oczywiście pod hoodem albo w IMC opanowanie samolotu po awarii silnika będzie znacznie trudniejsze.

Day 262 – power-off 180

DSC04581.JPG

No i kto ma większe kółka, hę?

Który z manewrów do zawodowej jest najczęsciej oblewany na egzaminach i stage checkach? Power-off 180. Wydaje się, że zadanie jest bardzo proste – będąc na downwindzie, na wysokości uzgodnionego punktu (np. numery pasa startowego) cofa się przepustnicę na idle symulując awarię silnika. Należy tylko wylądować.

Czytaj dalej

Day 259 – prawdziwy IFR

Pierwszy tydzień lipca był przepiękny – codziennie błękitne niebo, 25°C, lekki wiaterek. Nie zapominajmy jednak, że jesteśmy w Oregonie, pogoda musiała się w końcu zepsuć. Chmury na 800 stopach i deszcz to nie są warunki na ćwiczenie manewrów do licencji zawodowej. Na szczęście ciągle mam do wylatania 3 godziny na przyrządach (i 2.5h cross country), a taki dzień jak dziś to wspaniała okazja na zdobycie cennego doświadczenia w warunkach IMC.

Znalazła się Cessna 172 i szybko zaplanowałem lot: Hillsboro – Newport – Tillamook – Hillsboro. Pierwszy odcinek po drogach lotniczych przez Newberg VOR. Wieża daje SIDa FARM5.UBG, ale po przejściu na łączność z Portland Departure szlag trafia cały flight planning – dostajemy „direct Newport”. Tak, wiem, to dla mojego dobra, bo szybciej, łatwiej i taniej po prostu wklepać w GPSa Newport, i wio.

Czytaj dalej

Day 257 – gear down

Jedziemy ze szkoleniem do zawodowej. Na dzień dobry simulated engine fire, czyli emergency descent, a gdy silnik się ugasił podejście do awaryjnego lądowania w polu. Później manewry: chandelles, lazy eights i eights on pylons. W zasadzie przyjemnie się je robi na RG, łatwiej niż na Skycatcherze, tylko wcześniej trzeba sobie samolot poustawiać – a to cowl flaps, a to śmigło, a to podwozie…

DSC04653.JPG

Czytaj dalej